niedziela, 8 kwietnia 2012

Nowa szkoła, nowe problemy.

Świat jest dziwny. Ludzie są dziwni. Tak. Przyznaję się. Ja też. Ale to nic takiego, ja zawsze byłam inna, odmienna. Wygnaniec. Chora psychicznie. Wariatka. A może ja tu zwyczajnie nie pasuję? Nie, może i nie pasuję ale co mi tam! Pierwszy dzień szkoły był koszmarem... Nie znam tych ludzi, mimo, że niektórych kojarzę jeszcze z małoletnich lat, kiedy wszyscy razem bawiliśmy się na huśtawkach, gdy podczas wakacji przyjeżdżałam do ojca. Mimo, że w Seattle prawie zawsze pada deszcz, dzisiejszy dzień był całkiem ok. Nie padał deszcz, a chwilami nawet świeciło słońce. Jednak nie poprawiło mi to humoru. Pierwsza lekcja ... Hm ... Sala numer sześć. O! Mam teraz lekcję z panią Clark. Weszłam do klasy i od razu podeszłam do nauczycielki. Całe szczęście, że ominął mnie zaszczyt przedstawienia się przed klasą. Podała mi podręcznik i posadziła w drugiej ławce obok ślicznej rudowłosej dziewczyny w okularach. Lekcja była dość nudna ponieważ ten temat już omawiałam w poprzedniej szkole. Ale przynajmniej nie musiałam uważać co mówi nauczycielka. Lekcja przeminęła dość szybko z czego bardzo się cieszyłam. Druga lekcja, hm... W-f... Tylko nie to! Obyśmy grali w siatkówkę - mam nadzieję, że będę grzała miejsce na ławce rezerwowych. Poszłam do szatni damskiej i szybciutko się przebrałam. Po dzwonku wszyscy poszli na salę gimnastyczną, więc poszłam w ich ślady. Pani Evans ogłosiła, że zagramy w baseball. Nie byłam tym faktem ucieszona, gdyż przez moją koordynację ruchową - a może poprawniej by było powiedzieć, że przez jej brak - narobię z pewnością, nie tylko sobie, ale i innym dużo sińców a może jeszcze gorzej. "Weź się w garść!" powtarzałam sobie w duchu.W-f całe szczęście szybko się skończył a ja wyleciałam z sali gimnastycznej zanim pani zdążyła ogłosić, że lekcja się skończyła. reszta lekcji przeminęła dość zwyczajnie, nudno ... Poza jednym - no, może siódemką  wyjątków. Podczas lunchu przy jednym stoliku siedziała 'siódemka wspaniałych' jak ja to sobie powiedziałam. Siedziałam przy jednym stoliku z nowo poznaną dziewczyną - Emily, i z paroma jej znajomymi. Starałam się słuchać co moja nowa koleżanka do mnie mówi, ale ci tajemniczy nieznajomi nie dawali mi w spokoju przeżyć tej przerwy!
- Emily, kto to jest? - spytałam koleżanki.
- To rodzeństwo Gray'ów. To znaczy, przybrane rodzeństwo. Rose i Edmund to rodzeństwo. Jessica i Eric też. Jest jeszcze Victoria i  Emmet - też rodzeństwo.  I David. Ich przybrany ojciec jest lekarzem o cudownym sercu.
- A długo tu mieszkają? Nie pamiętam ich zbytnio.
- Nie, może jakiś rok. I z nikim się nie kolegują, unikają wszystkich. Zależy im tylko na swoim towarzystwie. W końcu prawie wszyscy ze sobą są. Rose jest z Davidem, Jessica z Emmetem, a Victoria z Ericiem.
- A emm... Edmund? Nie ma nikogo?
- Nie. I nie patrz w jego stronę. To super ciacho się na ciebie patrzy! Nie spuszcza z ciebie wzroku.
Jednak nie posłuchałam Emily i się odwróciłam w stronę tego stoliku. Spotkałam jego wzrok, ale speszona szybko odwróciłam się w druga stronę. Kątem oka widziałam jak Edmund szybko przemierza stołówkę, a za nim reszta rodzeństwa. Ostatnia lekcja! Tak, tak, tak! Historia - sala numer 3... Przyszłam do klasy i aż się przestraszyłam iść dalej! Uczniowie - a przeważnie chłopcy - zachowywali się jak stado zwierząt! Nawet nie zauważyli kiedy do klasy wszedł nauczyciel. Pan Adams. Od razu do niego podeszłam, aby się przedstawić. Uff! Nie musiałam się przedstawiać. w ciągu całego dnia tylko raz otrzymałam zaszczyt przedstawiania się tym zwierzakom... Pan Adams posadził mnie z ... Z Edmundem! Wielkie nieba! Z tym mega ciachem! Jak ja to przeżyję?
- Cześć, jestem Edmund. - powiedział mój sąsiad. To ten cudowny głos wyrwał mnie z moich przemyśleń.
- O, cześć. Nazywam się Katherine.
- Katherine ... Hm ... Ładne imię. No to witaj, Katherine. - uśmiechnął się do mnie łobuzersko, ukazując dołeczki w policzkach.
- Kate, nie Katherine. - powtórzyłam dzisiaj już chyba setny.
- Ok.
Reszta lekcji przeminęła w milczeniu. W ciszy, która mnie dobijała. Miałam nadzieję, że się odezwie jeszcze do mnie ... Ale nic z tego! Po dzwonku wybiegł z klasy tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy. Wróciłam do domu, padłam na łóżko i rozmyślałam.

3 komentarze:

  1. Głuuupolek. ; D ; * <,3311 kwietnia 2012 15:14

    Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę zalążek talentu pisarskiego, choć przyznam,że z początku nie "wciągnęło" mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. A dziękuję ;p No bo akcja się musi rozkręcać ;p Mam w zanadrzu tyle pomysłów że masakra... Teraz tylko je tu "wkleić" ;D

    OdpowiedzUsuń