czwartek, 19 lipca 2012

Każdy z nas ma mroczny sekret.


Obudziłam się o czwartej nad ranem. Ta zmora, zjawa czy jak to tam nazwać, nie dawała mi spać. Wiedziałam, że Edmunda już pewnie ze mną nie będzie. Niestety. A jednak! Leżał obok mnie! Wyglądał słodko, tak niewinnie. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i zasnęłam. Ta rudowłosa zmora już mnie nie męczyła.

Kiedy wstałam o odpowiedniej porze Edmunda już przy mnie nie było. Pomyślałam najpierw, że na pewno jest pod prysznicem czy coś. Ale w łazience go nie było... Wyszłam z łóżka i zeszłam na dół. Już na schodach dobiegł mnie zapach naleśników i ... I zapachu perfum Edmunda. Zabójcze połączenie. Poszłam do kuchni, a On już tam na mnie czekał z tym swoim uśmiechem.
- Dzień dobry, kochanie
- Gdzie jest mój ojciec?
- Mi też miło cię widzieć. - powiedział to tak słodko!
- Ja mówię poważnie.
- Wyszedł rano do pracy.
Śniadanie zjedliśmy dość szybko. Ale nagle brzuch mnie zaczął boleć i poczułam się senna. Byłam jakby ... wystraszona? Tak, nie jest to odpowiednie słowo ale nie wiem jak to określić. Poszłam szybko na górę. A raczej pobiegłam. Zamknęłam się w łazience i podbiegłam do ubikacji. Było mi strasznie słabo i bolał mnie brzuch. Zwymiotowałam. Ale przecież nic takiego wczoraj nie jadłam więc z czego?
- Wiesz co, ja chyba zostanę w domu. Ale ty masz iść do szkoły! - powiedziałam do Edmunda wychodząc z łazienki. Wyglądałam strasznie, mimo, że podobno w zielonym mi ładnie. No ale cóż... 
- Nie ma mowy! Zostanę z tobą.
- Nie, idź do szkoły - Nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie. Wymiotującą, zielonkawą, chorą. Mój ukochany powinien widywać mnie piękną, uśmiechniętą. A nie tak jak teraz. Nie ma mowy, nie ma takiej opcji!  - Zadzwonię do ojca.
- No dobrze ... Ale wiedz, że naprawdę tego nie chcę. Chcę być przy tobie. Ale spełnię każde twoje życzenie, księżniczko. - powiedział po czym musnął wargami moje czoło i wyszedł. Chwilkę potem ruszył silnik i odjechał. Poszłam na dół i wybrałam numer do ojca. 
- Tato, o której będziesz w domu?
- Nie wiem, mała. Wieczorem. Stało się coś?
- Źle się poczułam i nie poszłam do szkoły. Mógłbyś kupić mi coś na nudności?
- Tak, tak. Coś jeszcze?
- Nie, dzięki.
I się rozłączyłam. Zrobiłam sobie ziołową herbatkę, położyłam się na kanapie, przykryłam kocem i włączyłam telewizję. Nic konkretnego nie leciało. Jakiś talk-show, serial o lekarzach, serial o jakichś perypetiach głupich nastolatek. Nic ciekawego. Nie było nawet na co popatrzeć. Więc wstałam i poszłam do siebie. Czy mi się coś przywidziało czy u mnie w pokoju straszą duchy? Wychodząc z pokoju przecież wyłączyłam światło. Komputer też wył wyłączony. 
"Strzeż się. To zabójca."
I wtedy ktoś krzyknął. Dziewczyna. Przeraźliwie krzyczała, ze strachu. Dopiero jakiś czas później zdałam sobie sprawę, że to ja tak krzyczałam. Wtedy jakieś silne ramię objęło mnie a ja zaczęłam krzyczeć jeszcze głośniej i jeszcze przeraźliwiej. 
- Ciiichutko, nie krzycz mała.
- Tato, ale... ale... 
- Uspokój się. Spokojnie. 
A ja tylko się trzęsłam. Zachowywałam się jak mała dziewczynka. Jak kiedyś, ojciec trzymał mnie w ramionach jak małą dziewczynkę, którą kiedyś byłam. Powoli się uspakajałam ale strach nadal mi nie odstępował ani na krok. Byłam przerażona. Czy napis na komputerze bez wkładu ręki człowieka jest w ogóle możliwy? Czy to tylko moja wyobraźnia? Boję się. Tak strasznie się boję. Wypiłam witaminy i położyłam się spać. Musiało być tam chyba też coś na uspokojenie bo szybko zasnęłam. Obudziłam się wieczorem. Ojciec siedział przy mnie i najwyraźniej o czymś myślał. 
- Tato, o czym myślisz? - spytałam po chwili. Był wyraźnie zamyślony. Długo nie odpowiadał ale w końcu się odezwał.
- Jak byś zareagowała gdybym ci powiedział, że się z kimś spotykam?
- Tato! Masz kogoś? - zapytałam podekscytowana. Nie mogłam doczekać się odpowiedzi. Czekałam całe wieki. To znaczy aż całe 10 sekund. 
- Tak... - powiedział to dość cicho, jakby się wstydził. - Musisz ją poznać, jest cudowna.
- Tak się cieszę tato. - powiedziałam to naprawdę szczerze. Wstałam i uściskałam ojca jak najmocniej umiałam. - Zaraz wychodzę, tato.
- Gdzie? - Ojciec, wydawał się trochę przerażony. 
- Idę z Emmy do kina, tato. _ mówiąc to pocałowałam go w policzek i wyszłam. Szłam powoli przez miasto myśląc tylko o jednym: o napisie. Nie wiedziałam po co tak naprawdę szłam do Edmunda. Ale musiałam skłamać ojcu, że idę z Emmy. Dostałby chyba zawału gdyby się dowiedział jaka jest prawda. Że idę do swojego chłopaka zapytać go czy jest zabójcą. Całkiem normalna rzecz, prawda? Osiemnastolatka idzie do swojego dziwnego chłopaka zapytać czy jest on zabójcą. Nic nadzwyczajnego. Szłam, mijając dziwne twarze przechodniów gapiących się na mnie. Idąc tak, zauważyłam rudą dziewczynę. To ona jest za to wszystko odpowiedzialna! Na pewno! To ona mnie straszyła!
- Dlaczego to robisz? Jak to robisz? Skąd wiesz takie rzeczy o Edmundzie? - zapytałam wkurzona. Bałam się jej odpowiedzi. Ale musiałam ją poznać. Musiałam. 
- Wiedźmy wiedzą takie rzeczy. - I odeszła. Rozpłynęła się. A ja stałam tam jak jakaś ostatnia idiotka gapiąc się w nicość. W przestrzeń. Wiedźma? Wiedźmy przecież nie istnieją. To przeczy wszystkiemu. Wszystkiemu. Pobiegłam więc czym prędzej do Edmunda, nie zważając na cokolwiek. Chciałam się tylko dowiedzieć, o co tu chodzi? Czy to ma być jakiś kawał? Byłam już pod jego domem.
- Edmund otwórz! Musimy pogadać! Otwórz! - Dzwoniłam i pukałam i krzyczałam, ale nikt nie otwierał. Usłyszałam nagle jakiś szelest na drzewie obok jego domu. Odwróciłam się, ale nikogo nie było.  Byłam coraz bardziej przestraszona. Ale dalej dobijałam się do drzwi. Znowu ten szelest. Ale znowu nikogo tam nie było. Coś za mną szybko przeleciało. Ale nikogo nigdzie nie było. Już zaczynałam panikować. Szelest, szum. Kolejne chwile pamiętam jak przez mgłę. Edmund zeskoczył z drzewa, zakrwawiony. Zakrwawiony? Krew miał naokoło ust. Miał kilka plamek na koszulce. Słabo mi. 
- Katy ... - Zaczął, podchodząc do mnie.
- Nie zbliżaj się do mnie. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Katy ... 
- Czym ty jesteś? - wykrzyknęłam. Wiedziałam czym, mimo to bałam się odpowiedzi. Bałam się jego.
- Wampirem. 



Witajcie z powrotem, kochani! ;)
Przepraszam Was za tak długą nieobecność :)
Jako rekompensatę macie wyjaśnienie zagadki :D
Już wiecie czym jest Edmund :)
Teraz postaram się dodawać notki co 3 tygodnie. 
W razie gdy nie bd miała jak, postaram się was informować :)
Kolejna notka będzie 11 lub 12 sierpnia :)
Narazie. Bay, bay :D
Komentujjjcie kociiiaki :D:D

niedziela, 13 maja 2012

:-)

Więc tak ... Z braku czasu nie mam kiedy pisać notek. A że chcę by były one dodawane w miarę regularnie i żeby były dobre, przemyślane i tak dalej będę jednak dodawać notki co 3 tygodnie. Mam nadzieję, że tak już to zostanie :)

Pozdrawiam - Karolina ;-)

środa, 2 maja 2012

On.

Wstałam nie wiedząc, o której przyjdzie Edmund, więc od razu poszłam się ubierać, kąpać, i takie tam. Nie było na dworze gorąco, ale zimno też nie. Nie wiem kiedy Edmund tu będzie, ale mam nadzieję, że jak najszybciej. Chcę go jak najszybciej zobaczyć! Teraz! Już! Tu, w tej chwili! Byłam już gotowa. No prawie ... Byłam głodna jak wilk. Strasznie burczało mi w brzuchu. Zrobiłam sobie płatki i szybko je zjadłam. Po skonsumowaniu jedzenia, umyłam miskę i wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam. W drzwiach stał Edmund, śliczny jak zawsze. Czekał z uśmiechem za twarzy. Albo był tak szczęśliwy, że mnie widzi, albo miałam coś na twarzy. Nie wiem.
- Z dnia na dzień jesteś coraz piękniejsza, wiesz?
Jeju! A ja znowu zrobiłam się cała czerwona! Jaka ja głupia jestem. Tak, naprawdę. Nie powiedziałam nic tylko uśmiechnęłam się nieśmiało. Wpuściłam go zachęcającym gestem i poprowadziłam do salonu. Edmund się rozgościł, a ja poszłam do kuchni zaparzyć dwie herbaty. Dałam herbaty na tacę, obok położyłam ciasteczka i poszłam do Edmunda. O dziwo, czekał tam na mnie grzecznie. Był spokojny. Za to ja się jeszcze od wczoraj nie otrząsnęłam. Wciąż miałam w głowie wspomnienie wczorajszego dnia, Edmund stojącego przede mną i opierającego się o ścianę. Całującego mnie. Wciąż wydawało mi się, że czuje jego cudowny zapach perfum. Wchodząc do salonu czułam, że cały pokój przesiąknął jego zapachem. Aż prawie tą tacę wypuściłam z rąk. No, wypuściłam, ale Edmund ją złapał. Nie wiem jak, ale złapał. Jaki On szybki. Niesamowite.
- Jak ... Jak ty złapałeś tak szybko tą tacę?!
Spytałam gdy Edmund już ją odstawił. Czekałam na odpowiedź. Czekałam chyba wieczność. To znaczy, tak mi się wydawało.
- Po prostu mam dobry refleks, za to ty powinnaś uważać na siebie bo naprawdę ci się coś stanie, a tego nie chcę.
Powiedział po czym pocałował mnie czule. Aż poczułam, że w końcu jestem dla kogoś ważna. Byłam ważna dla chłopaka, który i dla mnie, o dziwo jest ważny. Nigdy się tak nie czułam. Aż do teraz.
- Postaram się bardziej uważać.
Powiedziałam, odsuwając się na tyle bym mogła zobaczyć jak się uśmiecha. Jak się cudownie uśmiecha. Jego śnieżnobiały uśmiech i przenikliwe, lśniące spojrzenie odbierają mi możliwość do wypowiedzenia jakiegokolwiek zdania. Nic. Nic nie mogę z siebie wydukać. Ale to żadna nowość.
- Co byś chciała dzisiaj robić? Coś co chciałaś a jeszcze nie zdążyłaś?
Zastanowiłam się chwilę. No fakt. Chciałam iść na zakupy po jakieś nowe ciuchy ale chyba nie z Edmundem! Więc odpowiedziałam tylko kategoryczne:
- Chciałam sobie kupić jakieś nowe książki bo nie mam już co czytać...
Edmund był zamyślony. Zastanawiałam się czy w ogóle mnie słyszał. Chyba tak, bo spojrzał w moją stronę, jednak nadal zamyślony. Więc nie wiem czy uważał co do niego mówię.
- To dlaczego jeszcze siedzisz?
Powiedział gdy już stał przede mną. Kiedy On zdążył wstać? Nie wiem nawet. Zamyśliłam się nad tym czy to dobry pomysł bym z Nim gdziekolwiek wyszła. Ale chyba rozsądek przezwyciężył z ciekawością i chęcią spędzania z Nim czasu. A nie, jednak nie ... Wstałam, wygładziłam spodnie ręką. Uśmiechnęłam się blado do Edmunda. Głowa mnie jakoś rozbolała. Pulsowała. Paliła mnie od środka. Czułam ogień w środku. Ale zignorowałam ból i wyszłam z domu szybkim krokiem. Ból powoli znikał. Na szczęście.
- Gdzie masz samochód?
Spytałam zdziwiona. Zawsze przyjeżdżał do mnie samochodem. Zawsze. I dlatego było to dziwne.
- W domu, mała. Pomyślałem, że jeśli zostawię samochód w domu to będę miał więcej czasu dla ciebie.
Powiedział i uśmiechnął się do mnie. Tak słodko ... Och!
- Aha.
Powiedziałam to niby to obojętnie, mimo że nie czułam się tak. Zależało mi żeby spędzać z Edmundem jak najwięcej czasu. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam Edmunda. Tak, muszę to przyznać. Poszliśmy do księgarni. No może nie tylko tam. Byliśmy w kinie, a i jeszcze w parku. Ach! Jak dobrze się z Nim bawię. Czuję się z Nim tak dobrze, tak swobodnie. Jak jeszcze nigdy. Szliśmy ulicami miasteczka. Pustego, cichego miasteczka. Szliśmy powoli, upajając się swoim towarzystwem. Oboje. A może to tylko ja? Może On nie jest tak ucieszony tym faktem? Może nie chce spędzać ze mną tego czasu? Może ... Mijaliśmy jakiś sklep. Po drugiej stronie szła jakaś dziewczyna, patrzyła na Nas. Spoglądała na Edmunda jakby z nienawiścią, a na mnie ze współczuciem ... ? "Nie, wydaje ci się!", powtarzałam sobie w myślach. Ale ta dziewczyna ... Nie dawało mi to spokoju. Musiałam zapytać o nią. Musiałam. Edmund też wydawał się trochę zdenerwowany. Tym razem byłam tego prawie pewna. Prawie. Oczy przybrały mu ciemnego koloru, miał zaciśniętą szczękę.      Wydawał się jeszcze bladszy niż zwykle, co wydawało mi się niemożliwe.
- Edmund, znasz tą dziewczynę?
Zapytałam wskazując na dziewczynę po drugiej stronie ulicy. Nie wiedział chyba co odpowiedzieć. Byliśmy akurat obok jakiegoś sklepu spożywczego.
- Wiesz co, przypomniało mi się, że ojciec poprosił mnie bym kupił herbatę. Zaraz wrócę, dobrze?
- Dobrze.
Odpowiedziałam i w tej samej chwili Edmund zniknął mi z oczu. Dosłownie. Zniknął. Czekałam na Niego, ale zamiast Edmunda przyszła TA dziewczyna. Ciekawa byłam tylko, czego ode mnie chce?
- Powinnaś go zostawić.
Usłyszałam ciche słowa z ust pięknej rudowłosej dziewczyny. Nie byłam pewna czy to było do mnie, ale chyba tak bo nikogo innego obok nie było.
- Co?
Spytałam trochę zmieszana. Nie wiedziałam o co jej chodziło, co to miało znaczyć?!
- On. Edmund Gray. Nie jest ciebie wart. Zostaw go. Wiem co mówię. Zaufaj mi.
To była prośba? Nie wiem sama. Co ona w ogóle sobie myślała?! Jak ona tak mogła?
- Co? O co ci chodzi?
Zapytałam, nie ukrywając swojego oburzenia, ale tej tajemniczej postaci już obok mnie nie było. Zamiast niej, stał obok mnie Edmund.
- Yy... Podaję ci butelkę wody ... Pytałem cię czy chcesz lody?
- Nie, nie dziękuję. Wiesz Edmund ... Chciałabym wrócić już do domu, słabo mi.
- A co z książkami?
- Powtórzymy to jeszcze.
Nie chciałam go zostawiać, ale musiałam to sobie wszystko przemyśleć. Ta rozmowa, z tą dziewczyną była naprawdę dziwna. Co najmniej dziwna. Chciałam wrócić do domu, położyć się do łóżka i zasnąć jak najszybciej. Edmund wziął mnie na ręce. Nie opierałam się, chciałam być jak najbliżej Niego. Zaniósł mnie do domu. Tato był w pracy, nic nowego. Edmund zaniósł mnie do pokoju i położył w łóżku. Przykrył kocem, pocałował lekko w policzek i wyszedł. Zasnęłam od razu.
Śniłam. Śniło mi się, że jestem w opuszczonym domu. Sama. Wokół mnie cały czas rozlega się jeden krzyk "Zostaw go! On nie jest ciebie wart!" . Wtedy pojawiła się jakaś młoda dziewczyna, rudowłosa dziewczyna. Krzyczała cały czas to samo.
Z snu wyrwał mnie dzwonek telefonu. Wstałam leniwie i poszłam odebrać.
- Słucham?
 Usłyszałam ten sam krzyk, który słyszałam w moim śnie jeszcze chwilkę temu. A potem cisza. Głucha, przeraźliwa cisza. I znowu ten krzyk. Jeszcze bardziej przeraźliwy niż w śnie. I jeszcze głośniejszy. Rozłączyłam się i rzuciłam telefonem o ścianę.Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i zaczęłam krzyczeć. I płakać.
- Ciii. Cichutko. Nie płacz. Spokojnie, to tylko ja.
Powiedział mój bohater, przytulając mnie mocno do siebie. Pocałował delikatnie. Był cudowny, zawsze wiedział kiedy się pojawić. Przytulał mnie cały czas mocno. Nie puszczał. Byłam mu za to bardzo wdzięczna.
- Wróciłem bo zapomniałem kluczy. Ale chyba pojawiłem się w dobrym momencie. Chcesz powiedzieć co się stało, czy nie masz ochoty?
- Nie mam ochoty.
- Dobrze, nie będę cię męczyć.
Jak zwykle wziął mnie w ramiona i zaniósł do pokoju. Gdy już leżałam poczułam smutek - wiedziałam dobrze, że Edmund zaraz zniknie za drzwiami i znowu zostanę sama. Nie chciałam być sama.
- Edmund, zostań ze mną. Zostań. Proszę.
Powiedziałam przez łzy. Nie wiem czy chciał czy po prostu miałam tak zabawny wyraz twarzy ale uśmiechnął się.
- Zostanę.
Powiedział całując mnie w usta. Ach!
Tak zasnęłam. Trzymając rękę Edmunda jedną dłonią, a drugą chusteczkę. To było cudowne, najcudowniejsze wiedzieć, że ze mną zostanie. W końcu nie będę sama.

Nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, ale ok. :) 
Trochę krótki, ale nie mam za bardzo weny i czasu, żeby pisać dłuuugie notki.
Mam super pomysł na kolejny rozdział ale nic Wam nie zdradzę! ;D
A notkę poczytacie i tak na pewno jutro, co nie? ;D
Komentujcie, chcę znać Wasze opinie :))

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Info .

Przepraszam, że nie dodałam w weekend notki, ale laptop mi się zniszczył i nie miałam jak je dodać. W tej chwili mam troszkę czasu więc piszę notkę. Odwiedzajcie bloga bo nie wiem kiedy dodam posta :)) Jeszcze raz przepraszam ;* Buziaki xoxoxo

sobota, 21 kwietnia 2012

Wstałam z myślą, że Edmund jest obok mnie, jednak go nie zastałam. Pomyślałam, że zszedł na dół czy coś, ale nie. Nie było go. Byłam tak zdenerwowana, zniecierpliwiona, że nie potrafiłam normalnie wykonać prostych, codziennych czynności. Wylałam całą miskę płatków na podłogę, a biorąc poranny prysznic zapomniałam wyłączyć wodę! No ale nic... Ubrałam się zwyczajnie - dżinsy, ciemnozielony t-shirt i trampki. A na to kurtkę, ponieważ padało. Wyszłam z domu, chciałam iść do sklepu po coś na obiad. Edmund jak zwykle mnie zaskoczył. Na ganku stał w wazonie wielki bukiet czerwonych róż, a między nimi karteczka "W podziękowaniu za wczorajszy wieczór - Edmund."  Jeju! Jak On to robi? Skąd wiedział jakie najbardziej lubię kwiaty? Niesamowite! Weszłam z powrotem do domu, nalałam do tego wazonu wody i postawiłam na stoliku. I wtedy ktoś mnie przytulił z tyłu.
- Witaj.
Ah! Ten głos! Nogi się pode mną uginają, gdy go słyszę.
- Ah, witaj.
Odpowiedziałam po chwili. Nie mogłam złapać oddechu, gdy tak mnie trzyma. Niech mnie nie puszcza, nie!
- Podobają ci się kwiaty?
Spytał, nie wypuszczając mnie z rąk. Chciałam tak trwać. Odwrócił mnie do siebie, tak że patrzyliśmy sobie w oczy. Trzymał mnie w pasie, przyciągając mnie mocniej do siebie. Serce biło mi tak szybko!
- Bardzo. Skąd wiedziałeś jakie najbardziej kwiaty lubię?
- Hm... Powiedzmy, że to taki mój szósty zmysł.
Powiedział tajemniczo, po czym uśmiechnął się do mnie łobuzersko. Musnął delikatnie mój czubek nosa, a mnie przeszedł dreszcz. Chciałam więcej, chciałam Go! "Nie, nie! Przestań!" krzyczały moje myśli. Chciałam się odsunąć, lecz Edmund mi na to nie pozwolił. Nie próbowałam więc już więcej. W rezultacie, oparłam tylko głowę na Jego ramieniu. Staliśmy tak przytuleni jakiś czas.
- Dziękuję.
Szepnęłam mu prosto w jego serce, tam gdzie miałam opartą głowę. Nie wiem czy usłyszał. Ale chyba usłyszał bo czułam jak się uśmiechał.
- Nie ma za co. Cieszę się, że ci się podobają.
Odparł szybko. Nic już nie mówił. Ja też nic już nie powiedziałam. W końcu mnie puścił, niestety. Widać, że nie chciał mnie puszczać, ale nie mogliśmy tak trwać cały dzień! Chociaż ... Nie, nie mogliśmy. Był chyba trochę zmieszany, zdezorientowany. Nie wiem, dlaczego?
- Przepraszam, znowu ... Nie powinienem się tak zachować, ale ... Nie, chyba nic mnie nie tłumaczy.
Powiedział, nie wiem dlaczego. Przecież ja chciałam, żeby mnie tak trzymał! Chciałam coś powiedzieć, ale popatrzył na mnie tak jakby chciał powiedzieć żebym była cicho. Zastanawiał się nad czymś, nad czymś myślał. Chciałabym wiedzieć tylko o czym.
- Nic... Nic się nie stało...
Wydukałam, jeszcze dochodząc do siebie. Czułam cały czas jego zapach na sobie. Czułam Jego przenikliwe spojrzenie na sobie. Przeszywał mnie wzrokiem.
- Wiesz co ... Ja chyba może lepiej już pójdę ...
Powiedział a ja chciałam go złapać, zatrzymać. Poszedł. Pobiegłam za nim.
- Edmund! Edmund! Stój!
Edmund był już daleko, ale mnie usłyszał. Odwrócił się, stanął. Czekał aż coś powiem.
- Edmund, nie idź ... Nie chcę ...
Powiedziałam to cicho. Ale usłyszał. Uśmiechnął się szeroko. W sekundę potem był przy mnie. Trzymał mnie w ramionach.
- To właśnie chciałem usłyszeć.
Powiedział to cicho, z taką ... Z taką czułością, słodyczą. Oparłam się o drzwi, Edmund przysunął się do mnie, złapał mnie w pasie. Byliśmy tak blisko, że stykaliśmy się czubkami nosów. Oddychałam głośno, serce biło mi jak oszalałe. "To się nie dzieje naprawdę, to tylko sen", powtarzałam sobie. Nawet jeśli to był sen, nie chciałam by się skończył. Edmund przysunął się bliżej, tak że owiała mnie woń jego cudownych perfum. Słychać było jego miarowe bicie serca, był opanowany. Za to ja nad emocjami nie panowałam. Moje serce po prostu oszalało! Edmund przysunął się tak, że czułam jego ciało na swoim. I ... Musnął swoimi wargami moje! Delikatnie, z czułością. I jeszcze raz. Tak, tak, tak!
- Hm ... Słodko wyglądasz i słodko smakujesz. Zabójcze połączenie!
Zamruczał mi w usta, po czym znowu mnie pocałował - tym razem mocniej, łapczywie. Och, jak On cudownie całuje! Jednak w końcu się odsunął. Niechętnie. Stałam tak, i patrzyłam w Jego złociste oczka. A On czekał. Tylko na co? Na mnie, żebym za daleko nie odleciała od Niego myślami. I na mnie, żebym pozbierała wszystkie przemyślenia, i na mnie, żebym do niego wracała. Wyprostowałam się, otworzyłam drzwi i zapraszającym gestem wpuściłam Go do środka. Przeszliśmy do salonu. Rozgościł się od razu!
- Napijesz się czegoś?
- Herbaty, jeśliby to nie był kłopot.
- Kłopot? Przyniosłeś mi cudowny bukiet róż, a szklanka herbaty to miałby być kłopot? Nie przesadzaj.
Odpowiedziałam niby to oburzona. Zauważył to i zaczął się śmiać. Miał cudowny śmiech. Uwielbiałam go. Poszłam do kuchni i zaparzyłam dwie herbaty.  Zadzwonił telefon, to Emily.
- Hej, Katy.
- Hej.
- Nie miałabyś ochoty w środę na zakupy?
Jakby czytała mi w myślach! To miejsce coraz bardziej mnie zadziwia. Naprawdę.
- Pogadam z tatą i ci powiem. OK?
Edmund grzecznie czekał na mnie w salonie. Nagle rozległ się  stamtąd jego głos.
- Katy, wracaj już do mnie, bo się stęsknię za Tobą!
Och, jaki On słodki.
- Czy to przypadkiem Edmund Gray?
Zapiszczała mi Emi do słuchawki.
- Wiesz co, pogadamy w szkole.
- No dobrze.
Była chyba naprawdę zawiedziona. No, ale cóż.
- To do poniedziałku.
Zaćwierkała i się rozłączyła. Wzięłam jeszcze paczkę ciasteczek i już chciałam wziąć kubki z herbatą, ale Edmund już mnie wyręczył. Stał za mną i się uśmiechał. Nie wiem co Go rozbawiło. Ale bardzo podobał mi się ten uśmiech. Edmund już zdążył zanieść herbaty i czekał na mnie. Ucieszyło mnie to.
- Hm ... Chodź, usiądźmy.
Przeszliśmy do salonu, usiadłam na kanapie, a obok mnie Edmund.
- Edmund ....
- Słucham?
- Jak ty to robisz?
- Ale co robię?
Wydawał się trochę jakby przestraszony. Nie, nie. Wydawało mi się. Albo może naprawdę tak było? Nie wiem, może. W tym miejscu, w tym mieście, z tymi ludźmi wszystko jest dziwne.
- Jak to możliwe, że tak szybko się przemieszczasz?
- Wydaje ci się.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam jak. Może naprawdę mi się wydawało? Może to tylko objawy przemęczenia? Edmund zauważył moje zakłopotanie, więc zwyczajnie w świecie przytulił mnie. Tego mi było trzeba. Ale jak to możliwe? Znamy się może ze dwa miesiące ale ciągnie mnie do niego wszystko. Każdy kawałek ciała i każdy kawałek umysłu i duszy. No, może nie umysłu, ale duszy na pewno. Leżałam tak wtulona w niego chyba z wieczność. A przynajmniej chciałam by tak było.
- Katy, będziemy tak leżeć cały dzień? Podoba mi się perspektywa trzymania cię w ramionach ale trochę ruchu nam nie zaszkodzi.
Powiedział to czule, ale z triumfującym uśmiechem. Jakbym była jego zdobyczą. W pewnym sensie byłam.
- Nie wiem. A co byś chciał robić?
Zapytałam po chwili.
- Zabiorę Cię na wycieczkę. Co ty na to?
Czekał aż coś powiem. No odpowiedz mu, głupia! Znowu zapomniałam języka w gębie kiedy tak się do mnie uśmiechał. Normalne.
- OK ... O ile nie wyprowadzisz mnie nie wiadomo gdzie!
Odpowiedziałam mu. Chciałam Go rozbawić by móc znowu zobaczyć jego bielutkie ząbki w szczerym uśmiechu, i dołeczki (te słodkie dołeczki!) w policzkach. Udało mi się. Obdarował mnie serdecznym uśmiechem. Przybliżył się do mnie. Myślałam, że znowu mnie pocałuje. Pochylił się nade mną i ....
- Edmund, przestań! Przestań!
Krzyczałam, śmiejąc się. "Niech przestanie mnie łaskotać! Niech mnie lepiej pocałuje!", pomyślałam.
- Nie przestanę. Mam cię, haha.
Leżał tak nade mną i łaskotał mnie nie wiadomo ile. Sturlaliśmy się z kanapy na podłogę. Teraz ja byłam nad Nim i to ja Go łaskotałam. Złapał mnie za nadgarstki. Nie mogłam się ruszyć, nawet nie chciałam. Patrzył na mnie, przyglądał mi się. W końcu mnie puścił. Wstałam, a za mną On.
- To idziemy?
Nie mógł opanować śmiechu. Włosy miałam całe rozczochrane. A niech Go diabli! Poprawiłam szybko fryzurę.
- Zaczekasz chwilkę? Poszłabym się tylko szybko przebrać.
- Zaczekam.
 Odpowiedział po czym się uśmiechnął. Odwzajemniłam tym samym. Poszłam na górę, otworzyłam szafę. Założyłam spodnie moro - rurki i czarną bluzkę. Wyszłam z pokoju i poszłam na dół.
- Nie wyglądasz zbyt kusząco.
Szepnęłam do siebie schodząc po schodach. Edmund jednak to usłyszał.
- Wyglądasz bardzo kusząco.
Jak On to usłyszał? Przecież to niemożliwe! Ale zresztą, po tych dwóch miesiącach spędzonych tutaj uświadomiłam sobie, że chyba nic nie jest niemożliwe.
- Naprawdę?
- Mam ci pokazać jak bardzo?
 Mówiąc, a może dokładniej mrucząc to złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Nie trzeba. Nie teraz ...
Powiedziałam i musnęłam wargami jego wargi. Wyswobodziłam się z uścisku i poszłam ubrać buty. Wyszliśmy na dwór, ale auta nigdzie nie było widać. Ono stało za domem! Przeszliśmy tam, a Edmund puścił mnie przodem, po czym sam wszedł do środka. Ruszyliśmy w mgnieniu oka.
- Gdzie jedziemy?
Spytałam w końcu, przerywając ciszę.
- Nie ważne. Zobaczysz jak dojedziemy.
Powiedział jak zwykle tajemniczo.
- Przecież wiesz, że nie lubię niespodzianek!
Zaprotestowałam. Wiedział o tym doskonale.
- To je polubisz, kochana. W końcu będziesz musiała.
Uśmiechał się cały czas. Chociaż jedna pocieszająca rzecz. Co jakiś czas starałam się skraść choć jedno krótkie spojrzenie. Udawało mi się. Często na mnie spoglądał. A może mi się wydawało? Ostatnio chyba dużo rzeczy mi się wydaje. No, nie chyba a na pewno. No trudno ... Wjechaliśmy ścieżką do lasu.
- Myślę, że jeśli wyjdę z auta to nie zarżniesz mnie piłą czy coś?
Zażartowałam. Miałam nadzieję, że się zacznie śmiać. Miałam rację. Oboje się śmialiśmy.
- Nie, nic ci się nie stanie. Chyba mi ufasz?
- Ufam.
Powiedziałam krótko. Wyszedł z samochodu, podszedł do moich drzwiczek i je otworzył. Poszliśmy na spacer. Szliśmy tak w ciszy między kolumnami drzew, przysłuchując się dźwiękom leśnych zwierząt. Edmund w jednej chwili zniknął mi z oczu. Nie było Go. Zniknął jak w moich snach. Rozpłynął się.
- Tu cię mam!
Krzyknął łapiąc mnie od tyłu w pasie. Wręczył mi kwiatek po czym pocałował w policzek. Był taki szczęśliwy, pełen życia. Też bym tak chciała. W chwilę potem byliśmy na polanie. Polanie pełnej kwiatów. Edmund usiadł i pociągnął mnie za sobą tak, że znalazłam się na jego kolanach.
- Co ja mam z tobą począć? Omotałaś sobie mnie wokół palca!
Nie uśmiechał się nawet. Był smutny, jakby zawiedziony tym faktem. Szczerze? Sama byłam tym faktem zadziwiona. Naprawdę. W odpowiedzi wtuliłam się w jego szeroką klatkę piersiową. Przytulił mnie jak małe dziecko. Czułam się przy Nim taka bezpieczna. Jak nigdy wcześniej. Wiedziałam, że ten moment prędzej czy później się skończy, Edmund mnie puści i będę musiała się otrząsnąć. Nie chciałam tego.
Odsunęłam się. Edmund zaczął zadawać mi różne pytania. Na temat mojej rodziny, poprzedniej szkoły, dawnych kolegów i o to jak mi się tu podoba.
- Naprawdę nie miałaś tak, no na serio chłopaka?
Wydawał się zdziwiony. Poczułam się jakoś tak nieswojo.
- Ktoś był ... Ale nigdy niczego nie czułam, nie kochałam nigdy ....
Pytał jeszcze o wiele rzeczy, ale ja skupiałam się na jego oczach, jego uśmiechu. Nie obchodziło mnie nic więcej. Ale trzeba było już wracać do domu. Było już późno, więc tata na pewno będzie za niedługo w domu. Ruszyliśmy w stronę samochodu. Edmund cały czas próbował mnie rozśmieszać. Jaki On słodki! Ach! Jak zwykle otworzył mi drzwi i zaraz ruszyliśmy.
- Mogę puścić jakąś muzykę?
Zapytałam w końcu.
- Tak, oczywiście.
Odparł zamyślony. Włączyłam muzykę i wsłuchałam się w tekst piosenki.
- To mój ulubiony zespół.
Powiedział, nareszcie.
- Tak? Dobrzy są, ale ja osobiście wolę Sex Pistols.
- No oni też są nieźli.
Powiedział i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Wsłuchiwaliśmy się w piosenki. W końcu dojechaliśmy pod mój dom.
- Wejdziesz?
Zapytałam kiedy staliśmy już na ganku. Edmund wyraźnie zastanawiał się co odpowiedzieć.
- Nie, nie mogę. Muszę już wracać.
- No to szkoda... Dziękuję za cudowny dzień.
- To ja ci dziękuję.
Powiedział krótko, i pocałował mnie żarliwie. Łapczywie. Te jego usta, ten zapach...!
- To do jutra.
Obwieścił i poszedł.
- Jak to jutro?!
Było słychać już tylko jego przytłumiony śmiech.
Weszłam do środka. Taty jeszcze nie było. Poszłam na górę, i od razu wskoczyłam pod kołdrę. Dotknęłam ust by przypomnieć sobie ten wspaniały pocałunek. Rozmyślałam tak nad tym wszystkim co się dzisiaj stało i doszłam do wniosku, że był to najlepszy dzień w moim życiu! Mam nadzieję, że Edmund postara się by każdy kolejny był jeszcze lepszy. I tak oto rozmyślając zapadłam w głęboki, upragniony sen.

Mam nadzieję, że Wam się podoba. :) 
A jak nie to trudno. ; p
Lepiej nie pytajcie jak długo go pisałam ... ; p 
Komentujcie. Czekam na uwagi :)

Jedna rzecz:
Jedna czytelniczka zapytała, kiedy kolejna notka ....
Otóż notki będą dodawane co weekend. 
Tak będzie łatwiej, lepiej i dla Was i dla mnie :) 
Nie będę dodawać w tygodniu bo mam szkołę i nie mam czasu,
a Wy też na pewno macie więcej czasu w weekendy :)

piątek, 13 kwietnia 2012

Ojej! Już szósta! Za chwilę będzie u mnie Edmund a ja nie jestem gotowa. Aaa! Szybki prysznic ... Co ja mam zrobić z tymi włosami?! Chyba je zepnę ... Tak, to będzie najlepszy pomysł. Ale kolejny problem ... A co ja na siebie włożę? Muszę się chyba wybrać na jakieś małe zakupy z Jessicą.  Dobrze, to może hm ... Może ... Czarne rurki i zielona bluzeczka? A na to marynarka? To chyba dobry pomysł? No może i nie, a może i tak, ale nic lepszego nie wymyślę, a za ... Jejj! Za 2 minuty ma być tu Edmund! Dobra, trzeba coś zrobić z tą szopą na głowie. Tak, teraz się tylko ubrać... Teraz mogę iść. Chyba czarne szpilki... Tak, na pewno. A jakbym traciła równowagę to Edmund na pewno mnie złapie. Prawda? Wychodząc z domu, chwyciłam jeszcze małą torebeczkę, do której schowałam mój niezbędnik: telefon, portfel, błyszczyk. Edmund już czekał na mnie.
- Dobry wieczór. Pięknie pani wygląda. - powiedział to tak słodko!
- A dobry, dobry. - odpowiedziałam.
Czarne volvo już na nas czekało zapraszając nas do swojego środka. Edmund odprawił swój rytuał, otwierając mi drzwi. Zasiadł za kierownicą i ruszyliśmy.
- Gdzie jedziemy? - spytałam.
Przerwałam tą bezwzględną ciszę. Ona mnie zabijała.
- A to jest niespodzianka. - odpowiedział tajemniczo.
- Nie lubię niespodzianek.
- To trudno, kochana. Nie powiem ci. - odrzekł.
Nie chciałam się kłócić, więc o nic więcej nie pytałam. W chwilę potem samochód się zatrzymał. Jednak nie wiedziałam gdzie jesteśmy. Otworzył mi drzwi, chwycił moją rękę i wyszłam z samochodu. Wokół było wszędzie ciemno. W tej ciemności świeciły tylko oczy Edmunda. Jasne, złote, cudowne oczka. Ohh! Czemu on na mnie tak działa? No czemu?! Nawet go nie znam za dobrze.
- Powiesz mi w końcu gdzie idziemy? - spytałam.
- Zaraz się dowiesz.
W tej chwili widziałam przed sobą szereg drzew, zza których przebijało się kolorowe światło i jakaś muzyka. Jeśli to to co myślę to ... To ... Grr! Weszliśmy w głąb drzew, a w chwilę potem zobaczyłam wesołe miasteczko! Jeju, jak ja dawno tu nie byłam! Zapomniałam nawet drogę ...
- Gdzie chcesz iść najpierw? - spytał ucieszony.
Chyba zauważył, że spodobał mi się ten pomysł. Bo podobał mi się bardzo! Stanęłam i się zastanowiłam.
- Może na karuzelę?
- Co tylko chcesz.
Powiedział i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Więc poszliśmy. Edmund kupił bilety i w chwilę potem wsiedliśmy i karuzela ruszyła. Jeździliśmy, kręciliśmy się, a ja zamiast się bawić - mdlałam. Było mi naprawdę, naprawdę niedobrze. Kiedy zeszliśmy, Edmund to zauważył.
- Kate, coś się stało? - spytał zaniepokojony.
 Chciałam mu już odpowiedzieć, ale zakręciło mi się w głowie. Gdyby nie Edmund pewnie bym upadła, lecz zdążył mnie złapać.
- Słabo mi ...
Powiedziałam to ledwo słyszalnie. Ale usłyszał. Trzymał mnie tak przez chwilę po czym zapytał:
- Dasz radę dojść do samochodu, czy mam cię wziąć na ręce?
Chyba chciał mnie choć trochę rozbawić. Troszkę mu się to udało, ale tylko troszkę, gdyż ból nie pozwalał na więcej. Odczekałam chwilę, aż ból trochę minie, i wtedy się odezwałam.
- Chyba dam sobie radę.
Ale nie dałam. Ruszyłam w stronę samochodu i zemdlałam na chwilę. Gdy się ocknęłam, Edmund trzymał mnie na rękach i szedł w stronę samochodu.
- Bo zaczynam się o ciebie bać, malutka! - powiedział to niby stanowczo ale z lekkim uśmiechem.
- To nic takiego ... Aaał!
Moja głowa pulsowała, za chwilę mi wybuchnie! Ałł! Jak boli!
- Kate! Co ci jest? - spytał zaniepokojony Edmund.
- Moja głowa ... Tak strasznie boli!
Edmund otworzył drzwiczki i delikatnie, powoli posadził mnie w fotelu. Oparłam głowę o szybę, zamknęłam oczy i czekałam. Ale na co? Nie wiem tego ... Może aż Edmund się odezwie? Albo aż będę w domu? Nie wiem tego, nie wiem chyba nic ...
- Jak się czujesz? - spytał zmartwiony Edmund.
Ciekawi mnie dlaczego był zmartwiony? Dlatego, że jest mi niedobrze? Czy dlatego, że zniszczyłam ten wieczór?
- Lepiej już, dziękuję ... Edmund, przepraszam ... - wydukałam.
- Ale za co?
- Za to, że zniszczyłam ten wieczór. Naprawdę mi przykro.
- Przecież nic się nie stało! Cieszę się, że jest ci już lepiej.
Powiedział to po czym uśmiechnął się do mnie lekko. Powiedział to niemalże z czułością w głosie. Była dopiero siódma trzydzieści. Byliśmy już pod moim domem. Edmund wziął mnie na ręce i zaniósł do domu. Położył mnie w łóżku i już chciał wyjść, ale go zatrzymałam.
- Zostań ze mną. Proszę.
- Dobrze, zostanę. Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Zrobisz to co ci każę.
- Hm ... No dobrze. Ale zostań.
Powiedziałam zanim zdążyłam się zastanowić. Ciekawe co będę musiała zrobić ... Podszedł i przykrył mnie kocem, po czym usiadł na krześle przy łóżku.
- Naprawdę, to jest dziwne ... - odezwał się zamyślony.
- Co jest dziwne?
- Tak krótko mnie znasz, a tak cię do mnie ciągnie. - zażartował.
Zaczął się śmiać. Zrobiłam minę jakbym chciała powiedzieć: "Mnie? Do ciebie?", ale zamiast tego uśmiechnęłam się tylko.
- Może to dlatego, że cię lubię. - odpowiedziałam w końcu.
Był tym chyba naprawdę ucieszony. No, albo mi się wydawało. Nie wiem już. Nieważne. Już zasypiałam. Byłam zmęczona. Poczułam dotyk zimnych warg na czole. I zasnęłam.
Śniłam, że jestem w ciemnej sali, dookoła były same lustra. I znowu ... I znowu Edmund! Był wszędzie! Śmiał się, szukałam go. Nie mogłam go znaleźć. Znikł. Nagle złapał mnie i krzyknął: "Mam cię kochanie!", ale zaraz znikł, jak zawsze, zostawiając mnie samą i zagubioną.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

"Nie ... To dopiero początek!"

Wstałam przed czasem, więc miałam więcej czasu na przygotowanie się. Musiałam wyglądać ślicznie! Rozpuszczone włosy wyprostowałam, a później upięłam wsuwkami tak, by włosy nie zasłaniały mi widoku. Chyba wiadomo jakiego ... Pomalowałam się delikatnie i poszłam do pokoju sprawdzić zawartość mojej szafy ... Nie, nie, nie! Nie mam co na siebie włożyć! Wdech, wydech, wdech ... To nie pomaga! Dobra, uspokój się, pomyślałam. Hm... Pogoda jest nie najgorsza więc ... Może sukienka? Albo ... Nie, nie wymyślę nic lepszego. Założyłam więc beżową sukienkę z kwiatkami, na to sweterek podobnego koloru i czarne buty na małym obcasie, gdyż z większym połamałabym nogi - niekoniecznie tylko sobie! Spakowałam torebkę - nie zabrałam połowy książek, żeby nie narażać siebie i innych na niebezpieczeństwo spowodowane zbytnim obciążeniem - i wyszłam z mojego przytulnego domku. Przed domem czekała na mnie niespodzianka ... Edmund czekał na mnie pod domem oparty o lśniące volvo! Prawie się przewróciłam na jego widok. Uśmiechnął się na mój widok. Widząc, że tracę równowagę podbiegł szybko do mnie, i złapał mnie w pasie ... Tak samo jak w moim śnie! Uśmiechnął się jeszcze szerzej z triumfującą miną widząc moje zakłopotanie. Co za ... Ahh!
- Witaj, milady. - powiedział.
Uśmiechnął się łobuzersko, uniósł moją dłoń i musnął ją swoimi ustami. A ja, głupia, zaraz się zarumieniłam. Jego dotyk był taki chłodny ale nie przeszkadzało mi to. Jaki On szarmancki, jaki ... Oh! Obudź się, On nie jest dla ciebie!, upominałam się.
- Witaj. - uśmiechnęłam się najbardziej słodko jak tylko potrafiłam. - Co ty tutaj robisz?
- A mam sobie pojechać? - uśmiech mu zbladł, puścił moją dłoń.
- Nie! - wyparowałam tak szybko, że zaczął chichotać.
Nie mógł powstrzymać śmiechu. Próbowałam zrobić minę obrażonej pięciolatki, ale w rezultacie zaczął się śmiać jeszcze głośniej.
- Bawię cię? - spytałam jakby oburzona.
- Nie, skądże. - starał się hamować chichot.
Kiedy całkowicie się uspokoił ruszyliśmy w stronę jego samochodu. Znowu zachował się jak prawdziwy dżentelmen. Otworzył mi drzwiczki, chwycił mnie w pasie i z taką łatwością posadził mnie na fotelu! To było naprawdę dziwne ... No ale cóż. Kiedy sam już wsiadł, włączył silnik i z piskiem opon ruszyliśmy do szkoły.
- Mogę cię o coś spytać? - odezwał się w końcu.
- Nie.
- Dlaczego? - wydawał się zdziwiony.
- Bo dzisiaj moja kolej na zadawanie pytań. - uśmiechnęłam się szeroko.
Kiedy to zobaczył twarz od razu mu się rozpromieniła. Cieszyło mnie to bardzo.
- No więc słucham? Będziesz zadawać trudne pytania?
- Hm ... Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Hem ... Chyba zielony. Tak, zielony.
- A długo tu mieszkasz? To znaczy, mieszkacie? - uśmiechnęłam się nieśmiało.
Nawet nie zauważyłam, że byliśmy już pod szkołą. Tak się rozgadałam. Tak się zapatrzyłam na mojego towarzysza jazdy... Zachowuję się jak te wszystkie głupie panienki, które gdy tylko chłopak się uśmiechnie trzepocą rzęsami i uśmiechają się głupkowato. Teraz już je rozumiałam.
- Nie, niedługo. Może jakiś rok. No, może dwa. - uśmiechnął się do mnie lekko.
Zaparkował. Szybkim ruchem wyszedł z samochodu, ominął go i już był przy mnie. Otworzył drzwi, chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Speszona, może trochę przestraszona szybko się odsunęłam, odwróciłam na pięcie i ruszyłam w stronę szkoły. Edmund zaraz ruszył za mną. Przyglądał mi się badawczo.
- Przepraszam ... Wiem, nie powinienem ...
- Dobrze, nic się nie stało. - przerwałam mu.
Stało się! Owinąłeś mnie sobie wokół palca! Nie, nie... Tak, jednak tak! Nieprawdopodobne! Edmund odprowadził mnie aż pod klasę. Czułam na sobie spojrzenia różnych ciekawskich. I nawet mi się to podobało. Tak, bardzo mi się to podobało.
- To co, koniec pytań? - był chyba naprawdę zaskoczony.
- Nie, no coś ty! To dopiero początek - obwieściłam złowieszczo, po czym zaśmiałam się głośno.
- Hm ... - zamruczał cicho.
Staliśmy tak przez chwilę i patrzyliśmy sobie w oczy. Zahipnotyzowana jego spojrzeniem nie interesowałam się niczym innym. Zadzwonił dzwonek, więc wydukałam szybko jedno zdanie i weszłam do klasy.
- Do lunchu?
- Do lunchu. - odpowiedział.
Odwróciłam się niechętnie i pomaszerowałam do klasy. Edmund stał tam jeszcze chwilę odprowadzając mnie wzrokiem, po czym widząc, że siedzę bezpiecznie uśmiechnął się tylko i odszedł. Jedna lekcja, przerwa, druga lekcja, przerwa, trzecia lekcja, przerwa ... Nie wytrzymam zaraz! Ja już chcę go zobaczyć ... Tak, tak, tak! Jeszcze pięć minut i go zobaczę. Jeju, co ja wyprawiam? Zachowuję się jak idiotka. 3,2,1 ...! Dryń, dryń, dryń! Wybiegłam z klasy tak szybko, że nikt nawet nie zauważył. Chcę spędzać z Nim każdą wolną chwilę. Ale nie wiem czy On chce tego samego ... Oh! Gdybym ja tylko to wiedziała! Poszłam na stołówkę. Odszukałam wzrokiem stolik Gray'ów ale Edmunda tam nie było. Szukaj, na pewno jest gdzieś indziej, pomyślałam. Hm ... Chyba go nie ma. Zbliżałam już do stolika, w którym ostatnio często przebywałam podczas tropienia jego wzroku ale ... Tak! Edmund siedzi sam przy stoliku na końcu sali i patrzy się na mnie! Przyśpieszyłam kroku, pierw trochę niepewnie lecz z każdym krokiem pewniejsza. Podeszłam do stolika, usiadłam, a Edmund przywitał mnie ceremonialnym:
- Witaj, piękna. - powiedział.
Znowu ten cudowny, łobuzerski uśmiech. Myślałam, że zemdleję. Całe szczęście nie.
- Hej.
- Jak minęły ci lekcje?
- Troszkę nudno ...
- Tak, tak ... Bo mnie nie było. - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Nie mogłam go nie odwzajemnić. Patrzył mi się w oczy, przyglądał badawczo, jakby czegoś tam szukał. Mam tylko cichą nadzieję, że nie czyta mi w myślach. Moi nowi przyjaciele patrzyli nam się przez całą przerwę - tak mi się wydawało. Dlaczego czas musi lecieć tak szybko akurat teraz? Kiedy jestem tu, teraz, z Edmundem? Boże, chcę tu tak trwać. W takiej nicości. Ale z Nim.
- Wiesz, chyba czas na historię, nieprawdaż? - zapytał mimo, że odpowiedź znał.
- Tak, chyba tak. To co, idziemy już?
- Jeśli tylko chcesz ... Partnerko. - uśmiechnął się do mnie. Znowu!
- Tak, no, możemy już iść.
Więc poszliśmy. Spóźniliśmy się i tak.
- Dziękuję, że zaszczycili mnie państwo swoją obecnością, panno Hope i panie Gray. - pan Adams był widocznie zdenerwowany, że przeszkodziliśmy mu w lekcji.
- Przepraszam. - powiedzieliśmy oboje w tym samym czasie.
Bardzo nas to rozbawiło, nie powiem.
- Kate, o czym myślisz? - zapytał Edmund.
- O niczym ciekawym, naprawdę.
Do końca lekcji trwaliśmy w milczeniu. Czasem jednak nie potrafiłam się powstrzymać więc kradłam Edmundowi choćby jedno krótkie spojrzenie. Widać był tym faktem ucieszony. Dzwonek zadzwonił więc zaczęłam się pakować, Edmund czekał na mnie przy ławce. Wyszliśmy z sali a ja obwieściłam:
- No to ja spadam. Papa.
Odwróciłam się i poszłam. Nie zdążyłam zrobić nawet jednego kroku. Edmund złapał mnie za nadgarstek i szybko przyciągnął do siebie. Traciłam równowagę więc chwycił mnie w pasie abym się nie przewróciła.
- Dokąd to? - spytał, czarując mnie głosem.
- Do domu, a gdzieżby indziej?
- Nie, nie, nie kochana. Porwałem cię rano z domu, więc teraz cię odwiozę.
- Ale naprawdę nie musisz ...
- Wiem, że nie muszę. Chcę. - przerwał mi stanowczo.
Nie chciałam się opierać, poszłam z nim do samochodu. Pomógł mi wsiąść i w sekundę potem ruszyliśmy. Jechaliśmy długi czas w ciszy, która mnie dobijała. W końcu któreś z nas ją przerwało. Nie wiem nawet które. Ale to chyba byłam ja.
- Edmund ...
- Tak?
- Opowiedz mi o swojej rodzinie. - nie było to pytanie. To rozkaz.
- Co tu dużo mówić ... Kiedy byłem mały moi rodzice zmarli. Nawet ich nie pamiętam. Doktor mnie przygarnął, jest dla mnie jak ojciec. Podobnie reszta. Są dla mnie prawdziwą rodziną mimo, że nie łączy nas ta sama krew.
- Aha. Rozumiem. - obwieściłam krótko, gdyż znajdowaliśmy się już pod moim domem.
Wyszłam, zamknęłam drzwi. Słyszałam pisk otwieranej szyby.
- Kate!
- Tak?
- Wpadnę po ciebie wieczorem!
Obwieścił i pojechał.

Pan Idealny

Co ... Co się ze mną dzieje? Co się ze mną stało? Idę przez las. Ciemny, bez żywej duszy. Wokół mnie tylko mgła. Mgła i drzewa. Jeleń goni się z wroną. Albo to ja gonię się z ... Nie, nie. Nie może tak być. Ale jednak. Uciekam. Biegnę przez ten cholerny ciemny las, a za mną biegnie on - wcielenie bogów, Edmund. Jego kruczoczarne włosy, cudownie opadające na szyję. Te złociste oczka! I ten przepiękny, łobuzerski uśmiech! Uśmiecha się do mnie, a pode mną nogi się uginają. Ale ... Ale dlaczego mnie goni? Próbuje mnie złapać. Daję mu się w końcu, ale on znika. Rozpłynął się...
- Kate! Wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły! - krzyczy z dołu ojciec.
Przywrócił mnie na ziemię. Spałam. Śniłam o Nim. Nie wiem dlaczego, przecież znałam go ... Nie, ja go w ogóle nie znałam! Zamieniłam z nim może dwa zdania a On już mi się śni! Lepiej będzie jeśli będę go unikać ... Wstałam, umyłam się - codzienna rutyna. Założyłam czerwony T-shirt i ciemnoniebieskie spodnie. Do tego trampki, kurtka, torebka do ręki i szybko wychodzę z domu. Dziwne ... Miałam go unikać, a tak mi śpieszno go zobaczyć. Tak ... Pierwszy angielski. Pani Clark czekała już w klasie, aż wszyscy się zbiorą - nie było jeszcze dzwonka na lekcję. Nie było mi śpieszno na lekcje. Chciałam tylko zobaczyć Edmunda. Usiadłam obok mojej sąsiadki, a w chwilę potem lekcja się zaczęła. Wszystko ciągnęło się tak wolno, taj leniwie. Chciałam już historię, chciałam usiąść z Edmundem. Tak! Teraz lunch, a potem historia! Usiadłam z moją nową koleżanką, Emily. No i paroma jej znajomymi.
- Kate, wybierasz się z nami na wycieczkę? - spytał, hmm Tom.
- A gdzie?
- Do lasu. Robimy ognisko. Niedaleko jest też plaża!
- Hm ... Pogadam z tatą i dam wam znać.
Dziwne... Gray'ów nigdzie nie było. Ale może już są w klasach? Poszłam po dzwonku, najszybciej jak się dało do klasy. Miałam rację. Edmund już tam był. Usiadłam, usiłując na niego nie spojrzeć. Na próżno.
- Hej! - powiedział do mnie "Pan Idealny".
- Hej ...
- Co tam u ciebie? - spytał patrząc mi w oczy. Jego magnetyczne spojrzenie po prostu czarowało. Byłam pod jego urokiem, co oczywiście wiedziałam już wcześniej.
- Nic takiego...
A jednak coś! Ty jesteś, pomyślałam sobie. Ale nie powiedziałam tego. To znaczy, myślę, że tego nie powiedziałam. Patrzył się na mnie tak przenikliwie, jakby czytał mi w myślach. Ale to przecież niemożliwe. Chociaż po wydarzeniach ostatnich tygodni, zastanawiam się czy cokolwiek na świecie jest niemożliwe? Może są rzeczy trudne do spełnienia, ale nie niemożliwe. Jedyną rzeczą niemożliwą na świecie jest zagranie przeze mnie meczu siatkówki bez jakichkolwiek obrażeń - u mnie, czy u kolegów z drużyny. Nie patrzyłam już na niego, ale i bez tego czułam na sobie jego przenikliwe, a zarazem cudowne spojrzenie.
- Kate ... - odezwał się w końcu.
- Słucham?
- Ślicznie wyglądasz. - powiedział z tym ujmującym uśmiechem. A ja spiekłam raka! Przynajmniej, tak mi się wydaje. W tej chwili nie jestem już niczego pewna. Tym razem to ja wybiegłam z klasy w te pędy. Wracałam do domu jak najszybciej mogłam. Wróciłam i padłam na łóżko. Rozmyślałam. Nie wiem nawet kiedy - zasnęłam.Znowu mi się śnił. Znowu uciekałam. Znowu mnie złapał. "Kate... Kate ..." - mówił do mnie. Ale nie zdążył mi nic powiedzieć. Mgła mi go zabrała ... Rano, gdy się obudziłam zrobiłam to samo co zwykle. Codzienna rutyna. Lekcje ciągnęły się w nieskończoność. Przez tydzień było wciąż to samo, gdyż Edmunda nie było w szkole. W ogóle nie uważałam na lekcjach, ani co mówiły mi koleżanki. Ale w końcu, Edmund się zjawił w szkole. Ciągle o nim myślałam.
- Cześć.
- Cześć. - odpowiedziałam Edmundowi, niby to obojętnie. Ale nie był mi obojętny.
- Zjesz może ze mną dzisiaj lunch? Albo ... Pójdziesz gdzieś ze mną? Chciałbym ... No wiesz, bliżej się poznać ...
Spojrzał na mnie spod rzęs, a jego oczy świeciły.Uśmiechnęłam się nieśmiało, ale nie potrafiłam wydukać z siebie ani jednego słowa. Powiedz 'tak' głupia! Uśmiechnął się triumfująco, widząc jak na mnie działają jego słowa. Wyszłam na totalną idiotkę! Ale to już chyba wszyscy w szkole wiedzą.
- Chętnie.
- To ... Wracamy razem?
- No, możemy.
Uśmiechnęłam się nieśmiało. Nie było mi to na rękę, gdyż wiedziałam, że będzie mi się znowu śnił.  Lekcja się już skończyła, a o dziwo Edmund nie wyleciał z klasy jak strzała, tylko czekał na mnie. Było to naprawdę    bardzo miłe. Wyszliśmy razem. Pełno gapiów stało i szeptało między sobą. Było to najprawdopodobniej spowodowane wyjściem z klasy w eskorcie tego przystojniaka. Poszliśmy na parking, na którym stał czarny, lśniący jeep. Był to samochód Edmunda. Otworzył drzwi i puścił mnie przodem, po czym je za mną zatrzasnął. Szybki krokiem obszedł samochód i sam do niego wsiadł.
- Kate ... Chciałbym się lepiej z tobą poznać. Co ty na to? - uśmiechnął się do mnie, ukazując swoje bielutkie zęby.
- Oczywiście. Pytaj o co tylko chcesz. - odwzajemniłam uśmiech.
- Hm... Dlaczego się tu przeprowadziłaś? Dlaczego mieszkasz teraz tu?
- Moja mama Sarah, ma nowego faceta. Od trzech lat są razem. On gra na gitarze w zespole rockowym, więc żyją na walizkach. A ja nie chcę tak, nie chcę cały czas gdzieś jeździć. Chcę zostać w jednym miejscu, w jednym miejscu skończyć szkołę. Bo wtedy - jak się cały czas jest w trasie - ciężko się uczyć. Dlatego mieszkam teraz tu, w Seattle. Z ojcem. Muszę się przyzwyczaić jeszcze tylko do ciągłego deszczu.
Edmund zamyślił się na chwilę. Patrzył na drogę.
- Aha. - powiedział po namyśle.   - A dlaczego twoi rodzice się rozwiedli? Przepraszam, jeśli wpycham nos w nieswoje sprawy.
- Nie gniewam się. Mama miała dość tego ciągłego deszczu. Miała dość takiego życia. Chciała czegoś więcej. Ja też zawsze chciałam...
- A teraz już nie chcesz?
- Nie wiem ... Chcę skończyć szkołę a co dalej? Nie wiem tego.
Na chwilę zamilkliśmy. Ta cisza mnie przygnębiała, miałam jej już dość. Ale zauważyłam ... Kurde! Byliśmy już pod moim domem! Jak szybko!
- Dziękuję, Edmundzie. Naprawdę, lepiej się jedzie samochodem, niż autobusem.
Uśmiechnęłam się szeroko. Odwzajemnił uśmiech.
- Naprawdę nie ma za co. Kate ...
- Tak?
- Wyjdziemy gdzieś razem? Może jutro?
Zamyśliłam się na chwilę. Chciałam od razu krzyknąć "Tak!" ale wyszłabym na kompletną idiotkę.
- To zaproszenie na randkę?
- Na spotkanie towarzyskie.
Uśmiechnął się łobuzersko. Nogi mi się uginały.
- Chętnie.
- To jesteśmy umówieni. To do jutra.
- Do jutra.
Weszłam. Taty jeszcze nie było. Zaczęłam znowu rozmyślać. Analizowałam każde jego zdanie, każde słowo i każdą literkę. Wiem, głupie. Ale co mi tam! I tak właśnie zasnęłam.

Czyta ktokolwiek te moje wypociny? :)) Komentujcie ;* 

niedziela, 8 kwietnia 2012

Nowa szkoła, nowe problemy.

Świat jest dziwny. Ludzie są dziwni. Tak. Przyznaję się. Ja też. Ale to nic takiego, ja zawsze byłam inna, odmienna. Wygnaniec. Chora psychicznie. Wariatka. A może ja tu zwyczajnie nie pasuję? Nie, może i nie pasuję ale co mi tam! Pierwszy dzień szkoły był koszmarem... Nie znam tych ludzi, mimo, że niektórych kojarzę jeszcze z małoletnich lat, kiedy wszyscy razem bawiliśmy się na huśtawkach, gdy podczas wakacji przyjeżdżałam do ojca. Mimo, że w Seattle prawie zawsze pada deszcz, dzisiejszy dzień był całkiem ok. Nie padał deszcz, a chwilami nawet świeciło słońce. Jednak nie poprawiło mi to humoru. Pierwsza lekcja ... Hm ... Sala numer sześć. O! Mam teraz lekcję z panią Clark. Weszłam do klasy i od razu podeszłam do nauczycielki. Całe szczęście, że ominął mnie zaszczyt przedstawienia się przed klasą. Podała mi podręcznik i posadziła w drugiej ławce obok ślicznej rudowłosej dziewczyny w okularach. Lekcja była dość nudna ponieważ ten temat już omawiałam w poprzedniej szkole. Ale przynajmniej nie musiałam uważać co mówi nauczycielka. Lekcja przeminęła dość szybko z czego bardzo się cieszyłam. Druga lekcja, hm... W-f... Tylko nie to! Obyśmy grali w siatkówkę - mam nadzieję, że będę grzała miejsce na ławce rezerwowych. Poszłam do szatni damskiej i szybciutko się przebrałam. Po dzwonku wszyscy poszli na salę gimnastyczną, więc poszłam w ich ślady. Pani Evans ogłosiła, że zagramy w baseball. Nie byłam tym faktem ucieszona, gdyż przez moją koordynację ruchową - a może poprawniej by było powiedzieć, że przez jej brak - narobię z pewnością, nie tylko sobie, ale i innym dużo sińców a może jeszcze gorzej. "Weź się w garść!" powtarzałam sobie w duchu.W-f całe szczęście szybko się skończył a ja wyleciałam z sali gimnastycznej zanim pani zdążyła ogłosić, że lekcja się skończyła. reszta lekcji przeminęła dość zwyczajnie, nudno ... Poza jednym - no, może siódemką  wyjątków. Podczas lunchu przy jednym stoliku siedziała 'siódemka wspaniałych' jak ja to sobie powiedziałam. Siedziałam przy jednym stoliku z nowo poznaną dziewczyną - Emily, i z paroma jej znajomymi. Starałam się słuchać co moja nowa koleżanka do mnie mówi, ale ci tajemniczy nieznajomi nie dawali mi w spokoju przeżyć tej przerwy!
- Emily, kto to jest? - spytałam koleżanki.
- To rodzeństwo Gray'ów. To znaczy, przybrane rodzeństwo. Rose i Edmund to rodzeństwo. Jessica i Eric też. Jest jeszcze Victoria i  Emmet - też rodzeństwo.  I David. Ich przybrany ojciec jest lekarzem o cudownym sercu.
- A długo tu mieszkają? Nie pamiętam ich zbytnio.
- Nie, może jakiś rok. I z nikim się nie kolegują, unikają wszystkich. Zależy im tylko na swoim towarzystwie. W końcu prawie wszyscy ze sobą są. Rose jest z Davidem, Jessica z Emmetem, a Victoria z Ericiem.
- A emm... Edmund? Nie ma nikogo?
- Nie. I nie patrz w jego stronę. To super ciacho się na ciebie patrzy! Nie spuszcza z ciebie wzroku.
Jednak nie posłuchałam Emily i się odwróciłam w stronę tego stoliku. Spotkałam jego wzrok, ale speszona szybko odwróciłam się w druga stronę. Kątem oka widziałam jak Edmund szybko przemierza stołówkę, a za nim reszta rodzeństwa. Ostatnia lekcja! Tak, tak, tak! Historia - sala numer 3... Przyszłam do klasy i aż się przestraszyłam iść dalej! Uczniowie - a przeważnie chłopcy - zachowywali się jak stado zwierząt! Nawet nie zauważyli kiedy do klasy wszedł nauczyciel. Pan Adams. Od razu do niego podeszłam, aby się przedstawić. Uff! Nie musiałam się przedstawiać. w ciągu całego dnia tylko raz otrzymałam zaszczyt przedstawiania się tym zwierzakom... Pan Adams posadził mnie z ... Z Edmundem! Wielkie nieba! Z tym mega ciachem! Jak ja to przeżyję?
- Cześć, jestem Edmund. - powiedział mój sąsiad. To ten cudowny głos wyrwał mnie z moich przemyśleń.
- O, cześć. Nazywam się Katherine.
- Katherine ... Hm ... Ładne imię. No to witaj, Katherine. - uśmiechnął się do mnie łobuzersko, ukazując dołeczki w policzkach.
- Kate, nie Katherine. - powtórzyłam dzisiaj już chyba setny.
- Ok.
Reszta lekcji przeminęła w milczeniu. W ciszy, która mnie dobijała. Miałam nadzieję, że się odezwie jeszcze do mnie ... Ale nic z tego! Po dzwonku wybiegł z klasy tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy. Wróciłam do domu, padłam na łóżko i rozmyślałam.

Nowy dzień, nowa szkoła.

Jest dopiero szósta rano a ja już nie mogę spać. Położyłam się wczoraj wyjątkowo późno, gdyż do nocy oglądałam różne filmy. Przez stukanie deszczu o szyby i głośny wiatr nie mogłam zasnąć. Ale to chyba nic dziwnego - jestem w nowym miejscu. "Dom taty jest nawet ładny. Może nawet lepszy niż mamy. Dobrze, że Mania została z mamą i ojczymem." - pomyślałam.  Może to nawet dobrze, że już nie śpię - przynajmniej nie spóźnię się do szkoły już pierwszego dnia. Leniwie wstałam i od razu poszłam do łazienki. Umyłam starannie włosy, przemyłam twarz zimną wodą, po czym wytarłam ją ręcznikiem. Wysuszyłam włosy i starannie je rozczesałam, by później ładnie je ułożyć. Nie maluję się. Nie potrzebuję. Gdy byłam już z powrotem w pokoju, stanęłam przed szafą nie wiedząc co na siebie założyć. Po przemyśleniu zdecydowałam że założę czarne rurki, koszulkę z napisem 'Kiss me!' i czarną marynarkę. Myślę, że wyglądam ładnie, ale nie rzucam się w oczy. Założyłam trampki, wzięłam do ręki torebkę i wyszłam z domu. Tata już od godziny jest w pracy. Jest policjantem. Wsiadając do autobusu widziałam grupkę chłopców - chyba młodsi ode mnie, wyglądali na jakieś 16, może 17 lat. Cały czas się śmiali i wygłupiali. Jeden się do mnie nawet uśmiechał! A może mi się to wydawało ... Nie wiem, nie ważne. Jadąc autobusem spoglądałam przez szybę, przypominając sobie te wszystkie miejsca. Co roku w wakacje przyjeżdżałam do ojca, dopóki nie skończyłam piętnastu lat i się nie zbuntowałam. Lecz teraz chcę tu mieszkać. Nie chcę ciągle się przeprowadzać! Myśląc tak, dojechałam na miejsce. Byłam już pod szkołą.


To by było na tyle. Pierwszy rozdział skończony! :) Zapraszam do komentowania :)